sobota, 10 marca 2012

Killing Them Softly




Sex Wish (1976)
dir. Zebedy Colt



Edward Earle Marsh, lepiej znany pod pseudonimem Zebedy Colt, w annałach zapisał się jako jedna z najbardziej wyrazistych gwiazd produkcji z półki „tylko dla dorosłych” lat 70-ych. Wielokrotnie stawał również po drugiej stronie kamery, reżyserując sporą większość filmów, w których występował. Do najgłośniejszych pozycji z jego dorobku należy bez dwóch zdań „Sex Wish”, przedstawiciel nurtu „roughies”, okrutnych i zdeprawowanych obrazów, opartych w większości na scenach gwałtów i upokorzeń. Tytuł dzieła Colta nawiązuje wprost do klasycznego „Życzenia śmierci” w reżyserii Michaela Winnera, fabularnie będąc wariacją na temat starego, dobrego motywu zemsty.



W roli głównej oglądamy tu legendę branży, Harry’ego Reemsa, który wciela się w mężczyznę poszukującego mordercy swej narzeczonej. Krążący po mieście psychopata przed zadaniem śmierci za pomocą ukrytego w lasce ostrza, znęca się nad swymi ofiarami i wykorzystuje je seksualnie...

Zgodnie z powszechną opinią, „Sex Wish” uznawane jest za jeden z najbardziej "niegrzecznych" przejawów kina XXX swych czasów. Mimo jednak, że trudno byłoby uznać ów obraz za całkowicie niewinny i nieszkodliwy, muszę stwierdzić, że jego zła sława jest nieco przesadzona. Decyduje o tym przede wszystkim skromny budżet, jakim dysponowała ekipa oraz naiwny, czysto pretekstowy scenariusz. Sceny zabójstw nie należą do szczególnie brutalnych, zaś poprzedzające je sekwencje poniżeń i seksualnej przemocy wypadają często dosyć sztucznie za sprawą kiepskiej gry aktorskiej. Pozytywnie, na tle innych odtwórców, prezentuje się tutaj sam Colt, który wciela się w cierpiącego na rozdwojenie jaźni zwyrodnialca – homoseksualistę (prywatnie aktor również był zdeklarowanym gejem). Reems, któremu nie można odmówić pewnego naturalnego talentu, tym razem wypada raczej drętwo i  bezbarwnie, a jego prywatna krucjata przeciwko zbrodniarzowi wywołać może na twarzy widza uśmiech politowania, w kontekście jurności jego bohatera, który pomimo żałoby nie jest w stanie przepuścić żadnej niewieście.

Choć „Sex Wish” w kręgach miłośników undergroundowej eksploatacji uchodzi za pozycję kultową, ja osobiście poczułem się lekko zawiedziony. Nie znajdziemy tutaj tej smakowitej, ciężkiej atmosfery, która cechowała choćby takie „Forced Entry”, nie ma również miejsca na szokujące elementy gore. Klimat owej produkcji wydał mi się wręcz letni. Ma to swoje dobre i złe strony: film Colta wprawdzie nie „wali po łbie”, ale też seans upływa w gruncie rzeczy szybko i przyjemnie. Pod warunkiem, że wierzycie w to, ze pornografia może Was zbawić. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz