sobota, 25 lutego 2012

Muszę leczyć się na ból i strach...



Angst (1983)
dir. Gerald Kargl


Obraz Geralda Kargla zainspirowany został autentyczną sprawą trzech brutalnych morderstw popełnionych przez niejakiego Wernera Kieska. Psychika i przypadek tego osobnika do tego stopnia zafascynowały reżysera, że wraz z polskim laureatem Oscara Zbigniewem Rybczyńskim postanowił napisać scenariusz oparty na tych wydarzeniach.

"Angst" dokumentuje zaledwie jeden dzień z życia bezimiennego seryjnego mordercy. Widz poznaje bohatera w momencie, gdy ten opuszcza więzienie po kilkuletniej odsiadce. Przez cały czas towarzyszy odbiorcy komentarz z offu psychopaty, który bez ogródek od razu oświadcza jakie są jego plany po wyjściu na wolność. Zbrodniarz najpierw udaje się na posiłek do przydrożnego baru, następnie wsiada do taksówki, gdzie próbuje udusić prowadzącą ją dziewczynę. Spłoszony przez nią ucieka w las i trafia do posiadłości w spokojnej i cichej okolicy. Włamuje się do środka domu, do którego niebawem przybywają jego mieszkańcy: stara kobieta wraz z dorosłą córką i upośledzonym synem. Nie zdradzę bynajmniej żadnej tajemnicy, pisząc, iż następnie dochodzi do skrupulatnego i drobiazgowego zapisu okrutnej zbrodni?

Od czego by tu zacząć? Dzieło Niemca to niewątpliwie film niezwykły, niezwykle sugestywny i poruszający. Pomimo że na ekranie nie dzieje się wiele, a akcja jest pozbawiona niemalże całkowicie dialogów (pominąwszy nieustające praktycznie wywody bohatera), przyznam, że ja osobiście nie mogłem oderwać od ekranu wzroku. Jak dla mnie jest to wręcz perfekcyjne studium psychiki psychopatycznego mordercy, film balansujący na granicy arcydzieła. "Angst" nie zaskakuje, nie posiada misternie skrojonej intrygi, nadrabia za to siłą przekazu. Kargl po mistrzowsku wykreował na ekranie atmosferę nieustającego zagrożenia, przepełnioną podskórnym napięciem, nacechowaną dusznym, ciężkim klimatem. Do tego dochodzi świetna kreacja Erwina Ledera w roli głównej - jego gra jest minimalistyczna, ale bardzo sugestywna. Podczas seansu widz nie ma wątpliwości, że tak właśnie mógłby wyglądać i zachowywać się typowy socjopata. Jego blada, wychudzona twarz nie wyraża praktycznie żadnych emocji, ale w oczach czai się czysty obłęd. Z pewnością należą się gromkie brawa za tą rolę.

Teraz chciałbym przejść do tego, co chyba najbardziej uderzyło mnie w omawianym filmie. Mam tu na myśli wręcz niesamowite zdjęcia Rybczyńskiego. Ekran spływa brudem, wykreowany świat jest obskurny i odpychający, zaś to, co wyprawia tu kamera to wprost nieprawdopodobne! Istny majstersztyk - częste ujęcia z ręki idealnie oddają świat bohatera, kamera wręcz zdaje się tu być jedną z postaci, jest tak żywa i elastyczne. Tego wręcz nie da się oddać słowami - to trzeba zobaczyć na własne oczy! Zapytany, czy Rybczyńskiemu należał się Oscar, odpowiem bez wahania, że tak! Tyle, że nie za "Tango", a właśnie za zdjęcia do "Angst". Prawdziwe cudo! Do tego dochodzi jeszcze mroczna, uzupełniająca te niezwykłe doznania, muzyka Klausa Schulze. Razem - niepowtarzalne filmowe przeżycie. Szkoda jedynie, że w gruncie rzeczy niedocenione i mało znane. Ja ze wszech miar polecam, bo jestem wręcz zauroczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz