wtorek, 21 lutego 2012

Porno, które znienawidzicie; porno, które pokochamy


Forced Entry (1973)
dir. Shaun Costello




Początek lat 70. to moment, gdy przemysł porno znajdował się jeszcze w powijakach. Kręcone za marne pieniądze, pokątne filmiki swych głównych sponsorów znajdowały w rodzinach mafijnych. Na ich zlecenie młodzi twórcy bez większego doświadczenia preparowali nieskomplikowane fabuły z przeznaczeniem do kin dla dorosłych. Jednym z takich twórców był Shaun Costello, który zaczynał od kręcenia tzw. "loopów" (krótkie filmiki ograniczające się do pokazania pojedynczego aktu seksualnego), by z czasem przejść do realizacji pełnometrażowych produkcji. Na swój debiut Costello wybrał historię popadającego w obłęd weterana z Wietnamu, który swoją pracę na stacji benzynowej wykorzystuje do pozyskiwania danych personalnych i adresów klientek. Odwiedza następnie niczego nieświadome kobiety w ich domach i zmusza je do seksu, by na koniec zamordować.
Film, o którym mowa, "Forced Entry" z 1973 roku, to jeden z najbardziej drastycznych przejawów nurtu kina porno, określanego mianem "roughie". Kobiety w tego typu produkcjach są torturowane, upokarzane, i regularnie gwałcone. Nie inaczej dzieje się w obrazie Costello (który na potrzeby tego tytułu przyjął pseudonim Helmuth Richler). Na ekranie dominuje przygnębiająca, ponura atmosfera, zbrodniczej działalności bohatera towarzyszą pojawiające się co chwila fotografie z piekła wietnamskiego konfliktu. Okrucieństwo byłego żołnierza punktowane jest obrazami martwych dzieci, ujęciami płonącej dżungli i eksplozji. Ten bitewny zgiełk przekłada się na ogólny chaos nowojorskiej metropolii, po której porusza się bohater.

"Forced Entry" to kino ekstremalne w formie i przekazie. Mizoginistyczny wydźwięk całości i panosząca się po ekranie przemoc sprawiają, że film Costello trudno porównywać z regularnymi produkcjami dla dorosłych z tego okresu. Wrażenia wszechobecnego brudu dopełniają zdjęcia: niechlujne, brzydkie. Niedelikatnym byłoby stwierdzenie, że obraz jest tu "obspermiony", ale nie byłoby to też wcale dalekie od prawdy. W finale pierwszej napaści bohatera sperma z jego członka dosłownie tryska na ekran, zalewając go w całości. Trudno o bardziej adekwatny komentarz do tego przesiąkniętego nihilizmem obrazu. Mocnych wrażeń towarzyszących seansowi nie są w stanie popsuć dosyć liczne realizatorskie wpadki, ani nieskomplikowany, pretekstowy scenariusz. Największym mankamentem pozostaje tu wymyślony naprędce, lichy finał, ale nawet on godzien jest wybaczenia.

Ten undergroundowy "shocker" nie byłby zapewne w takim stopniu sugestywny, gdyby nie udział Harry'ego Reemsa, który wciela się w zwichrowanego psychicznie weterana. Jego oparty głównie na improwizacji styl gry jest tu tak intensywny, że, pomimo iż ciężko byłoby określić tego pana mianem "aktorskiego talentu", wierzymy mu bez zastrzeżeń. Jego paradujący w czapeczce z amerykańską flagą socjopata pałający nienawiścią do płci pięknej to chodzące uosobienie furii. Sam gwiazdor "Głębokiego gardła" po latach przyznawał w wywiadach, że "Forced Entry" jest jedynym obrazem, udziału w którym żałuje. Można go zrozumieć.
Costello, legenda branży porno, w swoim dorobku posiada wiele podobnych do tej pozycji, jednak żadna nie robi po latach takiego wrażenia jak jego debiutanckie dzieło. Nawet cieszący się sławą jednego z najbardziej odrażających "roughie" w dziejach "Waterpower" z Jamie Gillisem, w moim skromnym odczuciu nie oddziałuje tak silnie jak "Forced Entry". Z pewnością nie dla zwykłych zjadaczy porno, nie dla każdego fana horroru. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz