Sex Wish (1976)
dir. Zebedy Colt
Edward Earle Marsh, lepiej znany pod pseudonimem Zebedy
Colt, w annałach zapisał się jako jedna z najbardziej wyrazistych gwiazd
produkcji z półki „tylko dla dorosłych” lat 70-ych. Wielokrotnie stawał również
po drugiej stronie kamery, reżyserując sporą większość filmów, w których
występował. Do najgłośniejszych pozycji z jego dorobku należy bez dwóch zdań „Sex
Wish”, przedstawiciel nurtu „roughies”, okrutnych i zdeprawowanych obrazów, opartych
w większości na scenach gwałtów i upokorzeń. Tytuł dzieła Colta nawiązuje
wprost do klasycznego „Życzenia śmierci” w reżyserii Michaela Winnera,
fabularnie będąc wariacją na temat starego, dobrego motywu zemsty.
W roli głównej oglądamy tu legendę branży, Harry’ego Reemsa,
który wciela się w mężczyznę poszukującego mordercy swej narzeczonej. Krążący
po mieście psychopata przed zadaniem śmierci za pomocą ukrytego w lasce ostrza,
znęca się nad swymi ofiarami i wykorzystuje je seksualnie...
Zgodnie z powszechną opinią, „Sex Wish” uznawane jest za
jeden z najbardziej "niegrzecznych" przejawów kina XXX swych czasów. Mimo jednak, że trudno
byłoby uznać ów obraz za całkowicie niewinny i nieszkodliwy, muszę stwierdzić, że jego zła
sława jest nieco przesadzona. Decyduje o tym przede wszystkim skromny budżet,
jakim dysponowała ekipa oraz naiwny, czysto pretekstowy scenariusz. Sceny
zabójstw nie należą do szczególnie brutalnych, zaś poprzedzające je sekwencje
poniżeń i seksualnej przemocy wypadają często dosyć sztucznie za sprawą
kiepskiej gry aktorskiej. Pozytywnie, na tle innych odtwórców, prezentuje się
tutaj sam Colt, który wciela się w cierpiącego na rozdwojenie jaźni
zwyrodnialca – homoseksualistę (prywatnie aktor również był zdeklarowanym
gejem). Reems, któremu nie można odmówić pewnego naturalnego talentu, tym razem
wypada raczej drętwo i bezbarwnie, a
jego prywatna krucjata przeciwko zbrodniarzowi wywołać może na twarzy widza
uśmiech politowania, w kontekście jurności jego bohatera, który pomimo żałoby
nie jest w stanie przepuścić żadnej niewieście.
Choć „Sex Wish” w kręgach miłośników undergroundowej
eksploatacji uchodzi za pozycję kultową, ja osobiście poczułem się lekko
zawiedziony. Nie znajdziemy tutaj tej smakowitej, ciężkiej atmosfery, która
cechowała choćby takie „Forced Entry”, nie ma również miejsca na szokujące
elementy gore. Klimat owej produkcji wydał mi się wręcz letni. Ma to swoje
dobre i złe strony: film Colta wprawdzie nie „wali po łbie”, ale też seans
upływa w gruncie rzeczy szybko i przyjemnie. Pod warunkiem, że wierzycie w to,
ze pornografia może Was zbawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz