Deadly Weapons (1973)
dir. Doris Wishman
Lilliana Wilczkowska
alias Chesty Morgan zasłynęła jako posiadaczka anormalnie dużego biustu
(obwód: 185,42 centymetry). Owe naturalne przymioty zapewniły jej
krótkotrwałą karierę i popularność, których podstawą były dwa
zrealizowane w 1973 roku obrazy: "Double Agent 73" i "Deadly Weapons".
Oba tytuły, nakręcone w tych samych lokacjach z udziałem tej samej
ekipy, to sexploitation czystej wody. Dziś często wymieniane są one
pośród najgorszych filmów wszech czasów. Nic dziwnego że dalszy dorobek Chesty na polu aktorstwa eufemicznie określić można jako skromny. Największym jej osiągnięciem pozostanie występ u boku Donalda Sutherlanda w "Casanovie" Felliniego,
tyle że zaznaczyć należy, iż sceny z jej udziałem zostały praktycznie
całkowicie usunięte z ostatecznej wersji filmu. Poza tym na temat tej
polskiej Żydówki wiadomo stosunkowo niewiele, gdyż przez lata skutecznie
unikała ona kontaktów z mediami.
Będący przedmiotem poniższej recenzji "Deadly Weapons"
to klasyczny przykład produkcji grindhouse'owej, czyli przeżywającego
największy rozkwit w latach 70-tych nurtu, który dziś, za sprawą Tarantino i Rodrigueza,
przeżywa swoisty renesans. Fabuła jest w tym przypadku kwestią drugo-,
jeśli nie trzeciorzędną. Liczy się przede wszystkim przemoc i duża dawka
golizny. Kiedy na ekranie mamy do czynienia z taką postacią jak Chesty Morgan
(tu występująca pod pseudonimem Zsa Zsa), można być spokojnie pewnym że
owa dawka golizny będzie jeszcze dwukrotnie większa. Ewentualne
wątpliwości w tej kwestii rozwiewają już pierwsze kadry, w których to
olbrzymie piersi głównej bohaterki wypełniają cały ekran. Właścicielka
intensywnie je ugniata, wyraźnie zainspirowana do tego wskazówkami
reżyserki. Później ów motyw będzie powtarzał się jeszcze często,
wskazując dobitnie, iż to właśnie atrybuty hojnie obdarzonej aktorki są
pierwszoplanowymi bohaterkami historii. Innym dowodem na potwierdzenie
tej tezy może być wątłej budowy intryga, w której odtwarzane przez Chesty
dziewczę dokonuje okrutnej zemsty na zabójcach swego chłopaka. Zemsty
przy użyciu piersi. Mówiąc wprost: wyzuci z moralnych zasad gangsterzy
zginą uduszeni gruczołami mlekowymi rozgoryczonej kochanki.
Jeśli istnieje jakiś powód, dla którego dzieło Doris Wishman obejrzeć warto, to jest nim bez wątpienia właśnie oryginalny pomysł, który legł u podstawy całego przedsięwzięcia. Zostać uduszonym przez biuściastą panienkę - zdecydowanie ciekawa perspektywa. Niestety, poza frapującą ideą wyjściową, "Deadly Weapons" do zaoferowania nie ma zbyt wiele. O poziomie aktorstwa niech świadczy fakt, że dorodna Polka musiała być dubbingowana ze względu na swój koszmarny akcent, a jej mimika sprowadza się do jednego zamglonego spojrzenia otumanionego narkotykami cielaka. Co się zaś tyczy jej szeroko omawianych tutaj walorów, to ich oglądanie również nie należy do zbyt wielkich przyjemności (taki żart słowny). Z wyglądu przypominają one krowie wymiona, z tą różnicą, że są od nich nieco brzydsze. Kwestie techniczne, takie jak zdjęcia czy montaż pominąć należy litościwym milczeniem. Dla niektórych atutem może być jeszcze udział Harry'ego Reemsa, trzeba jednak od razu uprzedzić, że tym razem na planie swoje główne narzędzie pracy pozostawił on schowane w spodniach.
"Deadly Weapons" to film głupi w takim stopniu, jak tylko kino eksploatacji głupie być może. Czyli bardzo. Dla jednych to najlepsza rekomendacja, inni nawet nie tkną tego typu bezwstydnego gniota. Co ja plotę: pewnie nawet nie będzie im dane o nim usłyszeć. Ja usłyszałem. Nie wiem, czy to powód do radowania się. Raczej przyczynek do zaspokojenia ciekawości. Nie był to może tym razem pierwszy stopień do piekła, ale i tak pośmiać się momentami można.
Naprawdę ciekawa stronka, trzeba by jedynie jeszcze popracować nieco nad przejrzystością, ale reszta na dobrym poziomie.
OdpowiedzUsuń