Straw Dogs (1971)
dir. Sam Peckinpah
Sam Peckinpah
uznawany jest za czołowego twórcę podgatunku określanego mianem
anty-westernu, demitologizującego legendę Dzikiego Zachodu. Jego czołowe
dzieła to osławiona "Dzika banda" i "Pat Garrett i Billy Kid".
Poza tym jednak ten często niedoceniany, wybitny reżyser ma na swoim
koncie filmy w mniejszym lub większym stopniu odbiegające od formuły
westernu - do najgłośniejszych należą "Ucieczka gangstera" i opisywane tutaj, oparte na powieści Gordona Williamsa "Nędzne psy".
Cała historia rozgrywa się na angielskiej prowincji, gdzie odpoczynku od zgiełku wielkiej metropolii szuka amerykański matematyk - pacyfista David Sumner (Dustin Hoffman) wraz ze swą żoną Amy (Susan George), która wychowała się w tych okolicach. Do wyremontowania stojącego na odludziu domu wynajmują ludzi z pobliskiego miasteczka - znajomych Amy z dzieciństwa. Atmosfera pozornie jest sielankowa, ale pod spodem czai się tragedia - tubylcy pogardzają nieco flegmatycznym Davidem i traktują go jako obiekt kpin, jednocześnie pożądliwie spoglądając w stronę jego żony. Pewnego dnia, pod nieobecność naukowca, Amy zostaje brutalnie zgwałcona przez dwójkę robotników, jednak boi się o tym powiedzieć mężowi. Konfrontacja jednak mimo wszystko jest nieunikniona - kiedy David ukryje w swym domu podejrzewanego o zabójstwo, opóźnionego Henry'ego, aby uchronić go przed linczem, jego dom zostanie okrążony przez żądnych krwi miejscowych.
Swego czasu obraz Peckinpaha narobił sporo zamieszania i spotkał się z szerokim odzewem. Jak wiadomo, początek lat 70-tych to rozkwit tzw. "kina szoku", kiedy to po zniesieniu kodeksu Haysa, znacząco poszerzyły się granice tego, co w kinie dozwolone. Najsłynniejszymi przedstawicielami tego nurtu są dziś: równie głośna "Mechaniczna pomarańcza" Stanleya Kubricka czy też "Uwolnienie" Johna Boormana. Jak na tamte lata, zawarta tu dawka przemocy była niewątpliwie wstrząsająca dla ówczesnych widzów, choć twórca "Konwoju" umiejętnie dozuje elementy szoku, tak naprawdę wszystko zatrzymując na porażający finał. Współczesny widz może się zniechęcić do tego obrazu, zważywszy na fakt, iż wprowadzenie jest tutaj mocno rozbudowane, a cały film opiera się na umiejętnie kreowanym, podskórnym napięciu.
Długo trzeba czekać na erupcję przemocy, ale też jest to zabieg jak najbardziej uzasadniony - Peckinpah po mistrzowsku uwiarygodnia psychologiczne motywy postępowania bohaterów, wplata pozornie mało znaczące wydarzenia, ale wszystko to ma swój konkretny cel. "Nędzne psy" to dzieło, które daje porządnego "kopa", dlatego istotne jest, aby wytrwać do finału. To niezwykle pesymistyczne studium agresji i przemocy, które narastają tu od samego początku i nikt nie jest w stanie się im oprzeć. Człowiek jest zwierzęciem, zdaje się twierdzić reżyser, a takie hasła jak pacyfizm to tylko ładnie brzmiące, idealistyczne mrzonki. W pewnych sytuacjach każdy musi opowiedzieć się po którejś ze stron, nie można wciąż mówić o pokoju, gdy przemoc bezlitośnie wchodzi z butami w twoje życie obojętna na twój system wartości. Apoteoza niskich instynktów? Bynajmniej - to po prostu ponura, ale niezwykle prawdziwa refleksja na
temat ludzkiej natury, od której nie ma ucieczki.
Po latach "Nędzne psy" nie szokują już tak bardzo, ale i tak wrażenia po seansie są wyjątkowo silne i trudno wyrzucić ten obraz z pamięci. Wraz z upływem czasu wręcz nabiera na wartości i pomimo ponad 35 lat od premiery wcale się nie starzeje i wciąż jest aktualny. To dowód na niezwykły talent Peckinpaha, ale pochwały należą się również autorom zdjęć i montażu (wystarczy wspomnieć scenę przyjęcia w miejscowym kościele, kiedy to pośród panującego zgiełku do Amy powracają obrazy dokonanego na niej gwałtu) oraz aktorom. Bez kreacji Hoffmana, odtwarzającej rolę jego żony Susan George, czy niezwykle sugestywnych prowincjonalnych zbirów, ten obraz nie byłby tym samym. Jednym słowem - klasyka.