I Spit on Your Grave (1978)
dir. Meir Zarchi
"Pluję na twój grób" Meira Zarchi
to jedna z czołowych pozycji na niesławnej liście "video nasties". To
film, który zaraz po swojej premierze został zakazany w większości
krajów świata zachodniego jako "gloryfikujący przemoc wobec kobiet". Sam
reżyser odcinał się od tego typu interpretacji, twierdząc, że stworzył
go pod wpływem szokujących przeżyć związanych z udzielaniem pomocy
ofierze gwałtu. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to jeden z
najbardziej drastycznych przykładów kina spod znaku "rape and revenge",
inspiracja dla wielu późniejszych naśladowców, wliczając w to oficjalny
remake z 2010 roku.
Główną bohaterką historii jest początkująca pisarka imieniem Jennifer (Camille Keaton), która wyjeżdża do domu położonego na wsi, aby tam oddać się pracy nad swoja pierwszą powieścią. Przybycie na prowincję atrakcyjnej kobiety z miasta nie umyka uwadze grupy miejscowych prostaczków. Przechodzą oni stopniowo od fazy fantazjowania na temat przyjezdnej do bezpośrednich zaczepek, aż w końcu napadają na nią i brutalnie ją gwałcą...
To, co następuje potem, to pieczołowicie przygotowywana zemsta, jaką poszkodowana bierze na swych oprawcach. Czyli wszystko zgodnie z doskonale znanym schematem. Wyjątkowo dużo czasu poświęca się tu jednak samym męczarniom bezbronnej bohaterki, które kamera ukazuje w bezlitośnie szczegółowy sposób. Sceny (kilkukrotnego, trzeba zaznaczyć) gwałtu na poniżanej i bitej dziewczynie są na tyle dosłowne i nieprzyjemne, że doprawdy ciężko przychylić się do opinii tych, którzy oskarżali ów obraz o gloryfikowanie tego typu poczynań, przekroczona zostaje bowiem dalece granica tego, co zwykliśmy uznawać za efektowną i wystylizowaną przemoc. Z pewnością ogromne w tym miejscu brawa dla odwagi odtwórczyni głównej roli, która na planie musiała się wykazać nie lada poświęceniem. Późniejszy odwet, który dokonuje się na sprawcach poniżenia, nie jest już w takim stopniu wyrazisty i bezkompromisowy, choć i tu znajdzie się przynajmniej jedna mocna i pamiętna scena. Mowa rzecz jasna o boleśnie zakończonej kąpieli w wannie. Ci, co widzieli, niewątpliwie wiedzą, o co chodzi.
"Pluję na twój grób" nie jest filmem wybitnym, nawet do miana takiego nie aspiruje. Nie da się bowiem zaprzeczyć, iż zbyt doskonale wpisuje się ów tytuł w ramy nastawionej na szokowanie eksploatacji. Widoczne są tu również pewne niedostatki od strony technicznej. Pomimo tego, a może właśnie dlatego, większość seansu upływa w nieustającym napięciu. Zrezygnowanie z muzyki, ograniczenie dialogów do minimum - te elementy sprawiają, że obraz Zarchiego odznacza się wyjątkowo intensywnym klimatem i koniec końców działa na widza w sposób wręcz depresyjny. Co z tego bowiem, że zemsta będzie słodka, skoro i tak czasu już nie cofnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz