Schramm (1993)
dir. Jörg Buttgereit
Kolejny, po niesławnych dwóch częściach "Nekromanika" i "Der Todesking", pełnometrażowy film kontrowersyjnego niemieckiego reżysera Jörga Buttgereita, jest próbą wejrzenia w głąb umysłu seryjnego
mordercy, przedstawiona przy pomocy elementów właściwych kinu gore.
Głównym bohaterem jest tu niejaki Lothar Schramm (w tej roli były aktor porno Florian Koerner von Gustorf). Na pierwszy rzut oka jest on typowym, niczym niewyróżniającym się obywatelem, pracuje jako taksówkarz, żyje samotnie w skromnym mieszkaniu, a jego jedyną przyjaciółką jest mieszkająca drzwi obok prostytutka Marianne (Monika M., znana już "Nekromantika"), której skrycie pożąda. Tak naprawdę jednak Lothar jest bezwzględnym seryjnym mordercą przez media ochrzczonym jako "Lipstick Killer". Już w pierwszych scenach dokonuje on brutalnego zabójstwa dwojga krążących po domach religijnych fanatyków, a ich zwłoki wykorzystuje do realizacji swych perwersyjnych fantazji.
Głównym bohaterem jest tu niejaki Lothar Schramm (w tej roli były aktor porno Florian Koerner von Gustorf). Na pierwszy rzut oka jest on typowym, niczym niewyróżniającym się obywatelem, pracuje jako taksówkarz, żyje samotnie w skromnym mieszkaniu, a jego jedyną przyjaciółką jest mieszkająca drzwi obok prostytutka Marianne (Monika M., znana już "Nekromantika"), której skrycie pożąda. Tak naprawdę jednak Lothar jest bezwzględnym seryjnym mordercą przez media ochrzczonym jako "Lipstick Killer". Już w pierwszych scenach dokonuje on brutalnego zabójstwa dwojga krążących po domach religijnych fanatyków, a ich zwłoki wykorzystuje do realizacji swych perwersyjnych fantazji.
Film przedstawia ostatnie kilkadziesiąt godzin z życia tego psychopaty, a Buttgereitowi bynajmniej nie zależy na wyjaśnieniu morderczych skłonności bohatera. Pomimo tego trzeba przyznać, że wyprawa do środka zwyrodniałego umysłu Schramma została zrealizowana niezwykle sugestywnie. Do tego stopnia, iż trudno oprzeć się wrażeniu, że faktycznie tak wygląda świat socjopaty. Obraz ma ciężki, duszny klimat, który już od pierwszych minut wprost wgniata w fotel i nie pozwala go opuścić aż do zakończenia seansu. Duża w tym również zasługa jak zwykle świetnej u twórcy "Hot Love" muzyki - niepokojącej, mrocznej, ale na swój sposób pięknej. To podstawowe plusy tego dzieła, podobnie jak wykonanie efektów gore, których tu nie brak (co zapewne dla niektórych może być mankamentem i sporą przeszkodą przy oglądaniu). Zwłaszcza duże wrażenie robią sceny, które są jedynie projekcją fobii Schramma- sekwencje halucynacji obfitują w niezwykłe obrazy, które nie tak łatwo potem wyrzucić z pamięci. Żeby nie poprzestawać na samych superlatywach należy przyznać, że film Buttgereita nie jest wolny również od mankamentów. Gra aktorska bynajmniej nie zachwyca, ale trudno też mieć pretensje, skoro odtwórcy wszystkich ról to aktorzy nieprofesjonalni. Z drugiej strony nie jest aż tak źle pod tym względem, na pewno nie razi to w zbyt dużym stopniu. Co się tyczy strony technicznej, to jest to chyba najlepiej wykonany obraz tego twórcy - w porównaniu z takim "Nekromantikiem" widać duże postępy. Nie da się jednak ukryć, że Buttgereit to reżyser undergroundowy i miejscami jego warsztat okazuje się niewystarczający. Pomimo tego montaż czy zdjęcia stoją na przyzwoitym poziomie, nie przynoszą wstydu ekipie realizatorskiej. Na marginesie mówiąc, ciekawostką jest fakt, iż w całkiem sprytny sposób reżyser "Króla Śmierci" wplótł tu swoim zwyczajem autentyczną scenę śmierci - tym razem jest to sfilmowane na czarno-białej taśmie samobójstwo.
Reasumując, "Schramm" to na pewno pozycja niezwykła, ale też niewątpliwie nie przeznaczona dla każdego widza - przeciętni odbiorcy mogą nie wytrzymać tego zaledwie godzinnego seansu, ale ci, którzy zdecydują się wytrwać do końca, nie będą żałowali wyboru. Pewne jest bowiem to, że dzieło niemieckiego twórcy jest filmem, który na długo pozostaje w pamięci i na swój sposób posiada specyficzny, chropowaty urok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz